Kibic kontra zawodnik
Z Tadeuszem Garlińskim
rozmawiał Janusz Król (J.K.)

autorzyspis treściindeks

 





Tadeusz Garliński (T.G.)
- pochodzę z Płazy,
ale w Pogorzycach mieszkam już przeszło pół wieku.
Pasją mojego życia jest piłka nożna.
W latach 70. ubiegłego wieku byłem aktywnym działaczem
klubu sportowego w Pogorzycach.
Do tej pory jestem wiernym kibicem.
Życzę chłopakom dobrej gry i awansu.

 
 

O PIŁCE – LOKALNIE

 
     
J.K.: Dzień dobry. Moim rozmówcą jest Tadeusz Garliński. I zaczynamy stare dzieje, jak to się zaczęło w piłkę grać w Pogorzycach?  
T.G.: Po prostu jak zaczęło istnieć Koło Sportowe SZS Pogorzanka.  
     
J.K.: A pierwsze początki to było granie na pastwisku przy krowach, jak się krowy pasły.  
T.G.: No chyba tak.
     
J.K.: Ja tak zaczynałem, to tu przecież koło dwora, tu przy stodołach to życie tętniło kiedyś, młocarnia, to wszystko, to my tam w piłkę grali zawsze. I na Bukowicy, na tych piaskach grywali. To się tam po 3, 4 godziny nieraz popołudniami grało. I się potem po dupie dostało, bo się nie chciało krowy paść, a się grało. MŁODOŚĆ
T.G.: I brudny do domu przychodził.  
     
J.K.: Brudny, ale zadowolony i umordowany.  
T.G.: No, bezwarunkowo, tylko tak!  
     
J.K.: Ale to były czasy. Od tego się zaczęło. Klub założylimy 73 rok. Na jesień my startnęli, nie?  
T.G.: Chyba tak, Ty poszedłeś do szkoły.  
     
J.K.: To wtedy się zaczęło. Założycielem kto był: Tadek Garliński, kto był jeszcze: Wilk.  
T.G.: Od góry zacznę: Zdzisek Hodur, Wilk, ja, Nowak Władek, Staszek też był w zarządzie, Paluch był gospodarzem, on miał sprzęt.  
     
J.K.: Ale to były ciężkie czasy, zero pieniędzy. FUNDUSZE
T.G.: My dostawali pieniądze z Chrzanowa, tylko to było no i jak się zrobiło festyn. A tam była jeszcze dobra możliwość, bo tam był taki prezes z Regulic, Józek Kadłuczka na ten Okręg Chrzanowski, to on nawet dbał, bo my byli koledzy.  
     
J.K.: Jak ja pamiętam, to i Siersza was sponsorowała, bo Wam zużyte buty dawali, siatki. I Viktoria Jaworzno, Libiąż Janina, Fablok Chrzanów.  
T.G.: Przedtem była taka możliwość, co się litowali nad takimi.  
     
J.K.: Wiem w jakich strojach, zawsze w starych butach grałem, nigdy w nowych. Chyba tylko 4 pary nowych były.  
T.G.: Więcej się bazowało na tym, co dawały te kluby.  
     
J.K.: Piłki to my mieli 3. To 3 sezony my grali jedną piłką. Zbyszek Paluch tak pastował tą piłkę, że się świeciło. Bo tylko ona była na mecze, a reszta to, boisko my piaskiem wysypywali. Człowiek się musiał nakopać, nawozić. Piaskiem się ciężko sypało. Oj, to była robota. Wczas zacząłem, miałem 15 lat, 56 kilo wagi, żonaty wróbel jak to mówią. SPORT
T.G.: W tej, bramce Cię widzę, bardzo młody chłopak wtedy byłeś.  
     
J.K.: Ale przecież byli wtedy bramkarze, Wojtek Ściślewski miał bronić. On bronił jak my grali przed meczami, jak my zaczynali sparingi grać. A jak przyszło na mecz, to "Jasiek, zabroń, bo nie ma bramkarza" i tak zacząłem. Wycofał się, a przecież kawał chłopa, miał warunki. Pamiętam, jak my z Mętkowem grali - 11:0 my tu wygrali. Wszyscy wtedy strzelali, jeszcze karne były, mówią "Jasiek idź strzel", poszedłem i strzeliłem gola. Później z Trzebinią taki mocny, pucharowy mecz pamiętam. Trzebinia była wtedy w terenowej klasie. My przegrali tylko 3:2. To był mecz taki, że oni szczęśliwie wygrali.  
T.G.: Tak myślę, żeby była taka możliwość, żeby odnaleźć te papiery. Ale czy to w ogóle są?  
     
J.K.: Ja patrzyłem na Internecie, ale nic nie znalazłem. Tylko ten teraźniejszy Klub z 2004 roku. Pamiętam, jak z Trzebinią tego karnego, trener mówi: idź, strzel, a tam jeden Zbyszkowi Paluchowi mówi; nie strzeli mu, to dobry bramkarz. A ja tak dolatuję do piłki i żem se kopnął w piętę i bym się przewrócił przed samą piłką, no bo to piasku, wiesz? A to mu taki wyszedł zwód, że bramkarz poszedł za tym zwodem, a ja mu w drugi róg strzeliłem - brama życia wtedy.  
T.G.: Ale jaki taki ten skład był tu przecież.  
     
J.K.: No był mocny, bo stoper był Krzysiek Kowalski, Zbyszek Paluch na lewej: Zdzisek Hodur, na prawej: Tadek Burliga, Rysiek Burdyga, Jopkowicz, Pawełczyki, Jasiek Hodur, Heniek Wilk, Heniek Langier, Patyk Andrzej, Stefan Kumala, Józek Ślusarczyk, Adam Dyba.  
T.G.: Ale jeszcze wcześniej grał stary Kumala, ja pamiętam tych Pawełków ze Źrebcy, to wtedy się już zrobiła drużyna. Kowalskiego my nazywali Gorgoń.  
     
J.K.: Ja pamiętam jak my grali na Bukowicy, piłki nie było. Jasiek Kusy i Olek Macuda kupili piłkę, bo oni już tam gdzieś pracowali i jak my grali. Ktoś kopnął piłkę i nikt nie chciał iść, a Jasiek Kusy mówi: Ja pójdę, poszedł, wziął nóż przebił i mówi: ale grać nie będziecie. I tego nas nauczył, że my potem latali po piłkę jak głupi. Bo nikomu się nie chciało iść. Co jeszcze ciekawego z tamtych czasów? Ja pamiętam jak bramkę puściłem śmieszną między nogami, ja się schylałem przy rozszerzonych nogach o ona na tym piasku skoczyła i poleciała między nogi, to nawet sędzia nie widział tej bramki. To się rozleciało w 77 roku albo w 76. Wiem, bo Zbyszek Paluch miał iść do wojska, to przeszedł do Zagórza, a ja za niego poszedłem. To się musiało rozwalić w 77r., a ja na wiosnę za niego poszedłem grać do Zagórza - na stoperze1. Później mecz taki słynny derby Żarki - Zagórze, tam zawsze jest walka o prestiż, do tej pory jest. I Józek Chudzik był tam trenerem i bramkarz nasz - Jurek Zblewski takie 2 kichy puścił, mówi: Popatrz co on wyprawia, stańże w bramce, a ja nie broniłem już 2 lata. I wygrali my to wtedy 3:2. Ale wtedy mi tak mecz wyszedł, to kibice mnie na rękach prawie zanieśli do knajpy w Zagórzance. I tam taka gościnność była zawodników, teraz już takiej nie ma. Przedtem my zawsze szli do baru na piwo. I na tym się kończyło.  
T.G.: Ja sobie jeszcze przypominam, my taki mecz tutaj grali chyba ze Żarkami. Pamiętasz co się tak bili na Bukowicy? Sędziego tak gonili?  
     
J.K.: To wcześniejszy, jeszcze przed nami. Ja pamiętam jak nas w Olszynach kamieniami obrzucili. Pojechalimy do Olszyn, na stodole było napisane 11:0 i my ten mecz tam wygrali i nas kamieniami obrzucili wtedy.  
T.G.: Pamiętam jak sędzia uciekł do Patyka Franka, żyta były jeszcze nie sieczone. I tam się przebrał, i my go wyholowali.  
     
J.K.: Stefek Talaga bronił w Fabloku, i kończył karierę i zaciągnął mnie do roboty do Fabloku i zacząłem tam grać - na bramce. Ale to był 78 rok - wojsko, poszedłem na 2 lata do wojska, chociaż trenerzy byli niezadowoleni, że im nie powiedziałem, że idę, bo mnie mieli reklamować. Dobra, dobra, 2 lata mnie poreklamujecie, potem pójdę do wojska i stary dziadek lata i mnie będą gonić łeby. W wojsku my też w piłę grali. Śląsk na resztę Polski, bo Chrzanów wtedy pod Śląsk należał. WOJSKO
T.G.: A gdzieś Ty był?  
     
J.K.: W Gorzowie Wielkopolskim. To były czasy, bez przerwy się grywało. Wróciłem to widzę w Fabloku 2 bramkarzy, nie ma się gdzie pchać. To w obronie zagram. Janusz Skoczylas był bramkarzem. Pół roku grałem na obronie. Ożeniłem się w 81r., poszedłem do Chełmka, dojazd do Fabloku mi nie pasował. Człowiek się zwolnił i tak przestałem grać w piłę. Tam w okręgówce się grało, na Śląsku.

MAŁŻEŃSTWO
T.G.: Tam były najlepsze kluby.  
     
J.K.: Wszystkie rezerwy: Górnik Zabrze, Ruch Chorzów. Taki mecz my grali z Górnikiem Zabrze przeciwko Urbanowi, bo poszedł wyżej, wybił się Urban i wtedy nam strzeli chyba 2 bramki.  
T.G.: Obecny trener nigdzie nie pracujący?  
     
J.K.: Takie życie trenera, ale da se radę. Na wsi to dla zabawy…  
T.G.: Przede wszystkim to nie ma pieniędzy.  
     
J.K.: Ciężko jest, dobrze że chociaż takie coś jest i to idzie, wszystko robimy sami. Trzeba iść pomóc - to człowiek zasuwa. Ogrodzilimy boisko i dostaliśmy 4 tysiące, siatkę kupili tylko, ale już coś jest. Tylko tą płytę trzeba jeszcze naprawić, bo jest taka zniszczona. A wystarczyło wyrównać, bo ziemia była bardzo dobra. Gadałem z prezesem, bo teraz mamy mało meczów na wiosnę, 2 czy 3 u siebie. Reszta to wyjazdy. Bo przecież jest boisko w Kościelcu, co miało być dla drużyn potrzebujących. Tylko skąd ziemi wziąć?. Bo jak są tylko mecze wyjazdowe, to gdzieś zapłacisz i zagrasz te mecze, a jak na wiosnę się zacznie robić to jest szansa, że całe lato to się usiądzie - ukorzeni. Ale wróćmy do mnie - jak poszedłem do Chełmka i do Byczyny do roboty, do spółdzielni. Od razu drużynę my zmontowali. Mecze z Byczyną i między brygadami. Ale bez przerwy ta piła była. Ale wczas niby karierę człowiek skończył taką zawodową, bo mogłem jeszcze.  
T.G.: No ale przecież jeszcze bronisz?  
     
J.K.: No, ale widzisz, w Chełmku my zrobili takie boisko małe. Starsi mówią: żonaty chłop, dwoje, troje dzieci już prawie, a ty w piłkę z takimi łebkami idziesz grać. A ja mówię.: "Lubię, idę, a przynajmniej te łebki też mają co robić. Nie idą gdzieś, nie chacharzą". I grywali my i dwóch poszło do GKS-u Katowice. Do juniorów, szkoły tam pokończyli i grali. Taki Tomek przyszedł, później kontuzji się nabawił, kolano nie wytrzymuje. Pamiętam jak poszedłem raz z synem, wziąłem wózek - miał 3 miesiące i poszedłem na spacer. Szukali mnie, bom zginął, a ja 3 godziny grałem w piłkę z łebkami. A przedtem wiesz, pieluchy tetrowe, cały mokry - jaki opierdziel dostałem. Miałem 34 lata, w Oświęcimiu pracowałem. Był mecz o puchar prezesa Broszkowic - old boyów potrzebują. I zeszlimy się i miałem zaszczyt grać z Dankowicami. Oni grywali mecze z reprezentacją Górskiego old boyów. Oni tam spod Bielska są. Jak oni ciupali w piłę! Ja grałem na obronie, ja się w życiu tyle piątek nie nakopałem co wtedy. Co chwilę piątka - tak jechali. Ale mecz się kończy 0:0. Moglimy jeszcze wygrać, bo mieli my karnego. Ale nasz nie strzelił. W karnych my przegrali m.in. ja nie strzeliłem - zajęli my wtedy 3 miejsce. Bo drugi mecz tośmy przeciwnika rozwalili - tam dwie bramy strzeliłem takie. I oni wszyscy tak: "Janusz ty masz tu przyjść i grać u nas w A klasie". Ja mówię: „Dajcie mi spokój”. I tak zacząłem tam grać w A klasie. I tyrałem przez 3 lata, to miałem 37 lat jak karierę skończyłem, a grałem z fajnymi chłopakami. RODZINA
T.G.: No to był taki wiek prawie. Teraz są tacy zawodnicy co mają 35, 37 lat i jeszcze ciupią.  
     
J.K.: Później wiesz, roboty człowiek zmieniał. To już tylko tak na pastwisku człowiek pogrywał. Przeprowadziłem się tutaj w 2005r. albo w 2006,to oni już grali. Ja tu z nimi nieraz grywałem, bramka była między drzewami. Z młodymi chłopakami, teraz mają pod 40-stkę. Bogdan Hodur bo oni potem w Płazie grał. W Płazie jest ładne boisko, dobra ziemia.


PŁAZA
T.G.: Ja to się przerzuciłem tylko na oglądanie.  
     
J.K.: Ja też lubię pooglądać. Moja zła jest, bo jak sport jest, to - jak mówi - do mnie to nic nie dociera., Mmówię: Daj mi spokój.  
T.G.: Jak przyjdzie mecz to nie ma ratunku. I tak się człowiek nauczył i tak chyba z tym zdechnie, bo jak inaczej. Nie ma wyjścia innego.  
     
J.K.: Jak tu zaczynali grać, to ja tak wyrywkowo przyjeżdżałem nieraz na niedzielę. To jeszcze w Stelli oglądałem te mecze. Później jak to boisko zrobili tu i zacząłem z nimi pogrywać w 2009r. wreszcie miałem czas. Robotę taką miałem, że mogłem na treningi przychodzić. Włodek Burliga trenował. Na hale jeździłem z nimi. I mówię: Włodek, mówię, masz 10,11 gołą jedenastkę, ja se wyrobie kartę, w razie czego to ci zagram, tylko jako rezerwowy, młodzież niech gra, ja się do tego nie palił, mi wystarczą treningi, dla zdrowia pogram. No to tak się stało, że człowiek zaczął wychodzić w podstawowym składzie na obroni. Ja mówię: No daj spokój. I mecze też różne bywały - i dobre i złe. Nie ma stabilnej kadry.  
T.G.: Ale skąd, tu jest tak mało tych chłopaków.  
     
J.K.: Nie ma chętnych tu do grania. Popatrz, nam się chciało na Bukowicę iść. Nie było drużyny, na takich piaskach grać w piłkę. I tam po tych lasach człowiek gonił do wieczora. A tutaj mają boisko, siatka nieraz wisi na bramce. Żebyś ty kogo zobaczył, że przychodzą pograć w piłkę. Jedynie takie dziewczyny przychodzą i kopią piłkę. Jedna mówiła: Czy ja bym nie trenował ich - tych dziewcząt. To tez trzeba czasu. I mówię: To zróbcie jakiś zespół, tych młodych chłopaków też. A ona mówi: Brat woli przy komputerze siedzieć.  
T.G.: Przedtem nie było takich zajęć, to się palili. W Płazie co tam było zawodników. Ale to nie było telefonów komórkowych, nie było nic ino do dworu i wio. I całymi dniami. I też mieliśmy kiepskie boisko. Ale się grało.  
     
J.K.: Bo się chciało. Na jesień my zrobili mecz z Zagórzanką pożegnalny mój.  
T.G.: No, przecież słyszałem i też chyba na nim byłem.  
     
J.K.: Na Froncka my też zbierali datki jak kontuzję miał z tego meczu dochód. No i przyszedł 1-wszy mecz, nawet nie trenowałem, na sparingu tylko jednym byłem w Kwaczale to tak połówkę żem zabronił, drugą połówkę Halbina bronił, a później w drugiej połowie.  
T.G.: Ale ten Halbina to ni ma zrywu do tej piłki.  
     
J.K.: Bo Paweł zaczął późno bronić, to nie jest tak, bo jak późno coś zaczniesz robić, to musisz naprawdę dobry być, mieć talent. Włodek mówi: nie zabronisz, mówię: No chłopcy, bez treningu i w moim wieku teraz to już człowiek ma 54 prawie, skończy w maju to już nie ma tego refleksu, tej szybkości.  
T.G.: A skąd, przede wszystkim szybkości.  
     
J.K.: Zanim ja pomyślę, to już piłka w siatce. Trzeba reagować natychmiastowo.  
T.G.: Słuchaj, to już jest wiek nie na bramkarza.  
     
J.K.: Jedynie to jest dobrze, że te chłopaki młode słuchają. Ja miałem to do siebie, to mnie nauczył tu w Pogorzycach Dzierwa z Fabloku, on nie miał czasu bo trenował tez pierwszą drużynę, to na mecze on z nami nie jeździł.  
T.G.: Ale gdzieś jeszcze on chyba trenował.  
     
J.K.: Ale on nas trenował i przecież pamiętam jak on powiedział tym obrońcom moim: To, że on jest mały to nic nie znaczy, on jest skoczny, szybki. Skoczny byłem, chociaż mały - 163 cm, 50 kilo miałem, to aż śmiechu warte. I wtedy Dzierwa im powiedział: Wy jak nie dopuścicie strzału przeciwnika w 16stke, to tam z 20 metrów mogą strzelać i on doleci i złapie. Ale jak was już przejdzie, to nie wymagajcie cudów. Ja przecież byłem gówniarz, ja krzyczałem na nich i oni słuchali się wszyscy.  
T.G.: No taka jest możliwość, że bramkarza muszą słuchać. Bo na boisku bramkarz o wiele więcej decyduje.  
     
J.K.: Bo ja widzę przegląd sytuacji całej, jak obrona. Wiem jak w obronie grałem, to człowiek nie wie co się za plecami dzieje. Ustawiałem tą obronę tak, oni się napracowali, ale były i efekty i nie-efekty. Przeważnie mecz przegrywaliśmy, ostatnio albo 1:0, albo był remis 0:0, albo 1:1. Najwyższa przegrana to była ze Sanką. Pierwszy mecz wpadka 4:2, później z Sierszą 4:1 my przegrali. Tam żem się wybitnie źle czuł. Nawet był Paweł Halbina, chciałem żeby wszedł w drugiej połowie, ja nie czułem piłki, ja zwątpiłem, ja się minąłem z piłką, chcę wypiąstkować i nie trafiam ręką. Wpadła do bramki, no i chciałem zmiany. Ale nie. Tam mieli dobrego napastnika. Na jesień rzadko żem trenował. Mnie dużo dało tu ze Zbyszkiem Paluchem my grali, treningi były. My se jeszcze szli grać, on mi strzelał, a ja żem bronił. My se takie mecze ustawiali 1:1 na dużym boisku - kto komu bramkę strzeli, z 16stki wybijam, on może tylko raz przyjąć na przykład odegrać se piłkę, dolecieć i uderzyć. No to my se takie kopy wyrobili, że do tej pory człowiek ma tą lufę w nodze. Ale to była kwestia wytrenowania. Przecież ile ja tu szyb w domu wybiłem, to się nie przyznałem ojcu. No bo piłka i o mur - kopałem i łapałem, no to łup w szybę. No to człowiek uciekał, nawet mama w domu była, nie wiedziała. Nie ma nikogo, uciekałem. I po dupie się też dostało, niestety, bo nie wszystko się dało ukryć.  
T.G.: Przecież mnie rodzice też nie dali grać. Piłkę chowałem koło domu.  
     
J.K.: Ale to wciąga. Teraz mnie barki bolą, kiedyś przecież obojczyk miałem wybity.  
T.G.: To może teraz pomału ta piłka wyłazi.  
     
J.K.: Kolana mi chrupią, strzelają tak - to wychodzi. W tym wieku to są przeciążenia - niestety. Zwłaszcza, że człowiek nie jest przygotowywany motorycznie, nie trenuje. Bo wiem jak trenowałem to inaczej było.  
T.G.: Organizm zaraz inaczej pracuje i przyzwyczai go do wysiłku.  
     
J.K.: Bo jeszcze przecież 2 lata temu to jak trenowałem to cały mecz na stoperze wytrzymywałem z tymi młodymi no to, fakt że jak mnie nieraz wyprzedził, to już go człowiek nie dogonił. Ale cały mecz wytrzymać to też trzeba mieć siły, bo co miałeś zrobić jak nie było zmiany.  
T.G.: Jak was 11-stu.  
     
J.K.: Teraz też my po 11-stu jeździli, przykre to jest, a zawodników jest 22. Zarejestrowanych, zapłaconych, a gdzieś to ta młodzież olewa. To mnie wkurza najbardziej. Zdecyduj się, - albo -albo. A nie wygrywają - to on też przyjeżdża, przychodzi się pokazać, a jak przegrywamy - nie ma kurcze nikogo. W tych młodych nie ma wsparcia. To jest tak, że drużyna się robi jak z jednego rocznika albo rok różnicy jest kilku chłopaków z zacięciem.  
T.G.: Ale to musi być pewna ilość tych zawodników.  
     
J.K.: Teraz masz 5,6 na rok, z czego zrobisz. I chłopaki teraz też studiują, to stare chłopaki grają, nie ma młodej drużyny.  
T.G.: Ten jeden był dobry tutaj z Podstoków, on był chyba w pomocy. Tak to ja nie wiem, bo tych chłopaków nie znam.  
     
J.K.: Celarek Sebastian, bo teraz kto gra?; z tych ostatnich meczy to ja grałem, na prawej obronie grał Zbyszek Leszczyński, ale nogę mu złamali na meczu. Grał Warywocki Tomek na obronie, Damian Warecki, nie pamiętam. na stronie jest tych zawodników wszystkich wymienionych. Nie mamy napastnika dobrego. Sytuacje stwarzamy, ale nie strzelamy goli. Zapowiadał się dobrze Celarek Marcin ale zaczął pracować, na jesień już nie trenował, kontuzję kostki złapał i już po zawodniku. Wykruszyli się dobrzy zawodnicy.  
T.G.: Teraz człowiek idzie na ten mecz no to widzę, trochę się tam człowiek zna przecież…  
     
J.K.: Ale znowu jest garstka 5,6 trenujących stale a reszta czasami, na mecz się zbierze ta 11-stka. To jest ogólny problem, Zagórzanka też teraz w plecy dostaje non stop.  
T.G.: Ale w Zagórzu to ich tam jest dużo tych chłopaków.  
     
J.K.: No ale widzisz, mówię z jednym i on: żeby wyżej, wyżej i ściągnęli zawodników dobrych, żeby miał kto grać. A swoich odepchnęli na bok. a teraz mówi tak: Ci odchodzą, a Ci nie trenują, nie grają - olali to. I na jedno wychodzi - po co się pchać do góry, jak to jest sezon, może dwa. Ale ta drużyna jest stworzona dla ludzi tutaj, dla tej wsi. Niech grają ci tutaj, chyba że nie ma kto grać. Ale tam w Zagórzu jest ludzi w cholerę do gry, juniorów mieli, teraz nawet c klasę mieli. Weszli do b, no podobno rezygnują z b., bo ci zawodnicy muszą grać w pierwszej lidze, jak było chłopów na 2 drużyny to teraz ledwo 1 złożą.  
T.G.: Ale zaciągać zawodników z innych drużyn to można dwóch, trzech - uzupełnić, ale ściągać ich tam 5,6 to ci chłopaki z dany wsi są odstawieni.  
     
J.K.: No oczywiście, to błąd. Tutaj tego nie ma - ciężko cokolwiek byś z chłopakami, bo nieraz tam chodziłem na te ławki jak ciepło i mówię: "Przyszlibyście pograć w piłkę, co wam to szkodzi". "A, nie chce mi się". Mosz kurcze, ludzie. Nie mają tego zacięcia, tej pasji.  
T.G.: Ale to trzeba mieć od młodości.  
     
     

O PIŁCE - ŚWIATOWO

 
     
J.K.: Trzeba mieć wyssane z mlekiem matki. no widzisz Leo Messi złotą piłkę 3 raz z rzędu. Najlepszy piłkarz - jemu się należy. Jak oglądam te mecze Barcelony, to ta piłka mu tak przy nodze tak siedzi - to jest talent wszechczasów.  
T.G.: To jest, ja nie wiem czy on nie jest lepszy od Pelego.  
     
J.K.: Pewnie, że jest lepszy, Pele to wiesz, bo 1000 goli strzelił, bo to był król - znany był, bo tysiączną bramkę gdzieś tam strzelił. Tylko, że w Brazylii było tak, że oni notowali każdy mecz.  
T.G.: Jemu naliczali te mecze i bramki.  
     
J.K.: I za młodego. Dlatego mu te 1000 goli wyszło. I nie jest wysoki, ale jest przebojowy.  
T.G.: To jest przepieron!  
     
J.K.: To czucie, on wie gdzie wlecieć, tak nabiera szybkości.
T.G.: I to z piłką, przejedzie trzech slalomem takim.  
     
J.K.: Jest niski, ma krótsze nogi od obrońców, szybciej przebiera i automatycznie szybciej się rozpędza i ma umiejętność uciekania z nogami.  
T.G.: No super, w samych superlatywach można powiedzieć o nim. No ale to wiesz trzeci raz z rzędu i ale w tej drużynie argentyńskiej on nie pokazuje nic.  
     
J.K.: A to jest znowu niezgranie z zespołem.  
T.G.: No chyba tak.  
     
J.K.: Przecież jak Barcelona teraz gra, to utrzymanie piłki i grają na chodzonego jak grali z Pilznem, a pod bramką takie przyspieszenie i już brama, a ci jak dostali piłkęe i bieg do przodu, całkiem inna koncepcja gry.  
T.G.: To jak syn był w Anglii i jak ześ piłkeś kopnął, zawodnik to on liczył zawsze na zawodnika z 1-wszej ligi. On miał dobiec do tej piłki. A Ci mają dokładne podania. ZA GRANICĄ
     
J.K.: Tam cała drużyna gra, nie ma indywidualności. To jest Messi - bo on strzeli bramkę i mecz wygra, Barcelona też potknięcia ma, też mecz przegrywa. Przerżnęli mecz z taką słabą drużyną. Ale widziałem jakie rezerwy mają. Jak tamci też chodzili, jak strzelają bramy.  
T.G.: Ale oni kupują zawodników, wynajdują zdolnych, on tam gra ten łebek, wyrasta i dopiero z niego jest prawdziwy zawodnik.  
     
J.K.: Jak byłem w Hiszpanii to byłem pod stadionem Barcelony - piękny obiekt.  
T.G.: Tak, nie byłem tam.  
     
J.K.: Jak jeździłem tak to dużo stadionów zwiedziłem w Europie, na Inter Mediolanie byłem, w Bolonii byłem. Pierwsze jak jadę to stadiony zobaczyć, w Bolonii to żem już stał po bilet. Przyjechał Inter Mediolan - to ekstraklasa, seria A włoska. Grał z Bolonią, stałem w kolejce godzinę czasu. Wszystkie sprzedane bilety wcześniej, pełny stadion. Bym wtedy Ronaldigno zobaczył, Seydorfów, tych co grali wtedy w Interze - te gwiazdy, ale trafiłem na działki i żem se obejrzał na telebimie ten mecz, nic nie straciłem. Ale nie to co na tym stadionie; ten ryk, huk. Atmosfera inna. Tak koło stadionu ulice są zamknięte i parkingi zrobione.  
T.G.: Ale tam są stadiony.  
     
   
O PIŁCE - LOKALNIE
   
J.K.: Są, u nas też pobudowali i będą stać puste.  
T.G.: Dobrze, ale u nas zanim wykończą to rany boskie święte. Już mnie ten Narodowy denerwuje, bo zamiast 1-wszy stanąć, to przerabiają, cudują.  
     
J.K.: W Strasburgu miałem pierwszy raz styczność ze sztuczną trawą, grać na sztucznej trawie. Widziałem jak robią, bo tam często jeździłem, patrzyłem jak trenują i pograłem se z łebami. Fajnie się grało na sztucznej. Tutaj robią, ale całkiem inaczej. Zrobili sztuczne boisko na Niepodległości, zapiepszyli bo to się daje granulat gumowy - takie małe kulki gumowe, sztuczna trawa zasypana tym granulatem i ona jest tyle wystaje, to jak wejdzie, to się obiera na nogi i się strzepie, to takie fajne - bezpieczne. A ci tu zrobili i piaskiem zasypali, beton zrobili praktycznie.

 

 
T.G.: Słuchaj, jak oni w Poznaniu trzecią płytę wymieniali, a jakim prawem oni z Węgier sprowadzają trawę.  
     
J.K.: To nie o to chodzi, ja słyszałem jak się fachowcy wypowiadali, to stadion jest źle zrobiony - kopuła nie ma prześwitu, ta trawa nie ma światła naturalnego, duże części są zacienione i ona żółknie. Mówią, że tam żadna trawa rość nie będzie, bo ci mówią, że gwarancja jest, ze ktoś wymieni ale gwarancja się skończy do 2 lat. Ten co robi też powie: Nie ma szans i już. Źle zrobiony stadion. Gdziekolwiek byłem to chodziłem, dużo boisk zwiedziłem. Koło Monachium trenowali se po południu, bramkarze. A ja żem se tak poszedł w butach i żem się przyglądał też i tak im na migi mówię, że im tu stanę. tak popatrzyli na mnie, na dziadka, ale nic, zaczęli strzelać i "Oooooo, szacun" kurcze zaczęli piłki pewne wyciągać i zwątpili, nie? A... dziadek będzie im piłki podawał, a tu nie. Zaskoczyłem ich.  
T.G.: Trzeba im było powiedzieć, że kiedyś się to robiło.  
     
J.K.: Ale co mnie ciekawi, przede wszystkim ta piłka i te boiska. We Francji, małe miasteczko, mniejsze od Chrzanowa - stadiony 2, boisk do treningu ze 4, sztuczna trawa, ziemna, no szok i chłopie, jak żem poszedł po południu z ciekawości, dziewczyny trenują, wszystkie boiska obstawione tymi dziećmi od takiego 5latka, do 16latka. Pewnie fundusze muszą być na to. Tu się zastanawiali czy jakim zawodnikom, bo dojeżdżali niektórzy, z Chrzanowa, ze Stelli na dojazd na paliwo dla tych chłopaków. A dasz im na paliwo to zaraz któryś powie: To ja tu gram i nic nie dostanę. Nie ma z czego tych funduszy wydobyć.  
T.G.: A jak grają te chłopaki to płaci się im coś?  
     
J.K.: A skąd, a z czego im zapłacisz. No jedyna nagroda jak tam ktoś - mineralna woda. Ból, cierpnie, pot, połamane nogi. Dlatego też się nie ma co dziwić, że się nie garną, bo jak widzą takie sytuacje na boisku. Rodzice też mówią: A co ty synu siedź lepiej, tam będą Cię kurczę…  
T.G.: Jak potrzaska nogi czy coś...  
     
J.K.: No ale to jest ryzyko zawodowe. Moja też mi mówi: "Nosz Ty stary baranie, niech Ci się co stanie".  
T.G.: No to jest prawda.  
     
J.K.: To jest prawda. wiesz jak się teraz pracuje, że za minimalną jest ubezpieczenie, ręka do ręki pod stołek i L4 dostaniesz i co z tego jak to jest głodowa - 1000 zł dostaniesz, umrzeć mało a co dopiero. Ci młodzi jedynie, co nie są poharatani to jeszcze będą grać.  
T.G.: A który miał poważną kontuzję to już.  
     
J.K.: No przecież Patryk, mój syn, też dobry talent, tylko żeby miał więcej chęci, tak jak ja miałem. Za juniora trenował, też na pastwisku zaczynał ze mną, dobrze się zapowiadał chłopak, ale chciałem go nawet tam do Górnika Zabrze zapisać nawet, żeby do szkoły poszedł. I poszedłem do dyrektorki szkoły i do nauczyciela od wf-u i mówię jaka sytuacja, bo w Zabrzu wtedy pracowałem, taki nadzór bym trochę miał nad nim, nie? Cały tydzień, bo codziennie tam byłem. No to mi powiedzieli tak, że: Nie, bo Patryk jest uległy, wpadnie w narkotyki i odradzili mi i ja żem kurde głupi posłuchał tego.

SZKOŁA
T.G.: A byłeś przekonany?  
     
J.K.: Chciałem go, no ale kurcze, co powiedzą ci i posłuchałem ich i błąd życiowy niesamowity. Bo się przecież okazuje, że oni, porozmawiałem z tym Tomkiem, ze to nie jest tak, oni tam w internacie mieszkają, ale jest szkoła. To nie jest tak, że hulaj duszo, bo on w GKS-ie był i mówi; do szkoły chodzisz, treningi przede wszystkim i wyniki w nauce, to się liczyło, jak nie miałeś wyników w nauce - to kopa. Żadne tam narkotyki, alkohol to nie wchodziły w grę, bo tam bez przerwy ktoś był w tym internacie co ich pilnował. Ale zwiedził chłopak, bo po całej Europie jeździli jako juniorzy na rozgrywki wszędzie. Pozwiedzał za młodu, pograł, tylko kontuzję złapał kolana i załatwili go. Bo ja z nim chodziłem na treningi do Gorzowa, koło Oświęcimia, ja też tam grywałem, też mnie tam chcieli, ale odpuściłem, nie wiem czemu. Tak że znajomych kupę zostało z tej piłki. Ostatnio ja my w Zagórzu grali, teraz na jesień. No wygrali my tam 1:0, przewaga niesamowita no i w przerwie tych znajomych chłopaków co z nimi grałem, Zdzisek podchodzi: No i czemuś mojemu synowi nie puścił tej bramki, musiałeś to obronić. "No przecież to mógł powiedzieć że to Twój syn, to bym mu puścił. Teraz mi mówisz, ha ha".No to jak ześ go wyszkolił, mówię, ze mi nie strzelił.  
T.G.: Marny napastnik.  
     
J.K.: Z Zagórza mnie pamiętają chłopaki, dobrze mnie wspominają. Tam się grało dla ludzi, dla kibiców. Tam chodziło ludzi mnóstwo.  
T.G.: My też tam z Paluchem przecież chodzili.  
     
J.K.: No Zbyszek tam grał wtedy, Franek chodził bo Zbyszek grał, ja też chodziłem na te mecze. Pamiętam jak my grali, ja broniłem a Zbyszek Paluch z wojska na przepustkę przyszedł i co chwilę podchodził i lufa mi. Ja na koniec meczu już pijany z boiska schodziłem, to już kibice wołali: Panie sędzio, bo bramkarz pijany. Bo sędzia nie widział, co akcja w tamtą stronę to ten podchodził, ja lufa, kurde. Tak żem się naprztykał na meczu, haha. Ale to takie ciekawostki. No jak chłopak z wojska przychodził to pijaństwo musiało być.  
T.G.: No przecież. Jak człowiek w wojsku to też dobrze. Człowiek też w wojsku kopał.  
     
J.K.: Ale powiem Ci, że miałem kondycję niesamowitą po wojsku. Bo w piłkę też my grali, ale to wyćwiczenie wojskowe, tą kondycję siłową człowiek nabył. Jak do Fabloku przyszedłem grać to mi się boisko krótkie wydawało. Ja na obronie grałem a mogłem chodzić tam i z powrotem. W Fabloku zaczynałem w A klasie i była okręgówka. No to przed w wojskiem w A klasie, a po wojsku pojechali my na obóz do Krynicy, 2 tygodniu my tam w dupę tak dostali, w śniegu po pas my tam gonili, pasy z ołowiem. Tam my w kość dostali. I to był obóz treningowy 2 razy dziennie, rozruch przed śniadaniem, przebieg 1 km, mróz 15, 20 stopni. Śniadanko, później trening, obiad, po obiedzie godzina przerwy i znowu trening. WOJSKO
T.G.: Ale człowiek młody to wszystko wytrzymywał.  
     
J.K.: I to się mówi, to przygotowanie to na wiosnę człowiek miał tyle siły, orałem jak dzik, była kondycja. ja wiem ja żem tutaj trenował na hali 2 razy w tygodniu po 1,5 godz., taki siłowy trening był to później faktycznie człowiek taki lekki się czuje, ma siłę. Wtedy można gonić, a nie piłka cię robi w konia. Jak nie masz siły to się potykasz o własne nogi. Śmiechu co nie miara.  
T.G.: Tak jest, tak, niestety.  
     
J.K.: No zobaczymy co ten Sandecki tutaj zrobi. No na razie nic nie zrobi bo nie ma z czego. Nie ma zwodników. Na jesień wydawało się na sparingi jeździło paru takich chłopaków, co my im karty załyżyli, dobrze grali. Wszystko my wygrywali: Bolęcin dostał, Żarki dostały. To aż tam trawę gryźli, bo to jest nie do pomyślenia. No ale przyszło do meczu, ten skład się tak wykruszył. Zobaczymy jak to na wiosnę, od lutego zaczynają treningi. Jak się będę dobrze czuł, będę miał czas. Ale nie będzie czasu. Miałem robotę w Chrzanowie na miejscu, no to jak treningi były o 6 wieczór, to człowiek se szedł. A teraz w wyjazdach człowiek bez przerwy to nie ma kiedy.  
T.G.: Ty dalej jeździsz tym samochodem.  
     
J.K.: Jeżdżę. I to jeszcze trzeba będzie 12 lat.  
T.G.: A... to ci zleci.  
     
J.K.: No już zleciało kupę życia.  
T.G.: No za chwilę będziesz miał kopę: "po kopie to po chłopie".  
     
J.K.: He he. ja to tak jak my tam w Chełmku mieszkali, taką nadzieję człowiek miał, że z synami tak grałem w piłkę. Ale nigdy się nie spodziewałem, że w tym wieku z synem będę grał tu mecze. To jest ciekawe.  
T.G.: Słuchaj, to jest ważne, dlatego że Ci się jeszcze chce.  
     
J.K.: Bo w podstawowym składzie wychodzimy. Ale on boi się, kostkę se skręcił, dziecko jest, niech mi się co stanie i co dalej, żyć trzeba i z czego. Kurcze sport to zdrowie, jak to mówią, połamane nogi masz.  
T.G.: Do czasu. A sponiewierany człowiek był nieraz.  
     
J.K.: No zima, nie zima człowiek musiał grać. Przecież ja pamiętam jak tu broniłem to ja nie miałem stroju bramkarskiego. ja my grali w niebieskich to ja żółtą koszulkę ubierałem, jak w żółtych to ja niebieską ubierałem.  
T.G.: Który to przedtem miał dres zawodnik?  
     
J.K.: Rękawiczki to miałem skórzane, z kożuszkiem. Albo bez rękawiczek broniłem. Do Lgoty my pojechali przed Olkuszem. Pod lasem my grali, zimno takie a ja w tej koszulce tak się trząsłem. A jak my jeździli na mecze, byle czym, rowerami. Staszek - szwagier jak żył, żukiem my jechali do Bolęcina na mecz. Wszyscy na pakę się ładowali i jechali. Wtedy się dało, policja się tak nie czepiała. Jak Staszek popił i mówi mi, żebym jechał. No i jedziemy tam i koło cmentarza, ja hamulec przyciskam, nie ma mnie. Ledwo tam, dobrze że nic nie jechało, bo nie było takiego ruchu jak teraz i tą krzyżówkę tak żem koło cmentarza w prawo wyminął do drzewa. A szwagier mówi: Zapomniałem ci powiedzieć że se trzeba było 2 razy rano przycisnąć, dopiero był hamulec, ha ha. No i do Bolęcina my tam zajechali i my tam mecz wygrali i tak zaczęli chodzić kibice z tyłu i zaczęli mi dogadywać, że mi wpierdzielą, że mam puścić bramkę. Zdzisek Hodur tam startował do nich, a po meczu to zaraz mnie wzięli, bo my wygrali. Wiem, że bardzo źli na mnie byli.  
T.G.: Bo przecież wiesz że można by było jeszcze dostać.  
     
J.K.: Tak było. A jak tutaj my Mętkowowi dołożyli a później my pucharowy mecz grali z nimi, tam my grali i przegrali my 3:2 albo 2:1. Bo oni mieli boisko na bagnach. Takie bagna były za bramką, jak po piłkę żem szedł za bramkę to prawie po kolana wpadałem i taka mokra piłka była i oni wtedy jakichś zawodników z Libiąża wzięli. Jak ja dostałem strzał, złapałem ją na klatkę to mnie przyćmili, tak idę i puściłem piłkę, i tak ciemno w oczach - jeszcze trochę i bym się przewrócił. Zdzisek doleciał do mnie i tak: Co ci jest, a ja: Eeee, już nic i złapałem. Normalnie mi przyćmił piłką jak żem na pierś dostał.

URAZY
T.G.: Jak na pierś to tak.  
     
J.K.: Zdzisek jak główkę zrobił tą piłką, taka namoknięta, bo przecież skórzana była, taka ciężka że jak na głowę wziął to se tak przy słupku i tak siedział. Ja mówię: Zdzisek wstawaj.  
T.G.: Przecież sznurowane piłki były.  
     
J.K.: Sznurowaną jeszcze pamiętam. Jak się na głowę wzięło albo operowało to jejku.  
T.G.: To w łebie tak ładnie trzaskało.  
     
J.K.: Ha, ale się grało ale się chciało. Boso grałem, kupili trampki to nie na boisko, "spróbuj wziąć na mecz", boso trzeba było grać. Ale się grało. Fajnie tak, wiesz siąść, żeby wziąć taką grupę ludzi tu spotkał się. Za Zdziskiem tam się często widuję to jeszcze powspominamy, Józek Ślusarczyk. Czasem jeszcze ktoś coś przypomni, tam się pośmiejemy jeden z drugiego. Ale już dużo chłopaków nie widziałem. Gorgonia to już nie pamiętam kiedy, powyjeżdżało ludzi, to już się nie spotyka. Przedtem ludzie się częściej odwiedzali jak teraz. Przecież telewizor u nas był, to tu pół wsi do nas chodziło.  
T.G.: Przecież ja chodziłem do taty twojego.  
     
J.K.: W pokoju ludzi było i bez przerwy coś sie działo - gadki, opowiadania. A człowiek tylko słuchał co się dzieje. Malutki wtedy byłem - 3, 4 latka. A tu opowieści takie snuli, straszyli o duchach, o tym wszystkim, to było. Teraz duchy mają w telewizji.  
T.G.: Teraz mają swoich duchów.  
     
J.K.: Dobrze, trzeba się zbierać. Dziękuję za rozmowę. Rozmówcą był Tadziu Garliński i Janusz Król. Fajnie.  
T.G.: Dziękuję.  
     
  1Stoper - zawodnik piłki nożnej pełniący rolę ostatniego obrońcy. Oznacza to, że spośród piłkarzy grających w polu zajmuje pozycję najbliżej bramki własnej drużyny.