Słodki jak miód
z Tadeuszem Greniem
rozmawiała Janina Boroń (J.B.)

autorzyspis treściindeks

 




Tadeusz Greń (T.G.)
- wychowałem się na wsi.
Całe życie mam kontakt z przyrodą
i do tej pory pracuję w gospodarstwie rolnym.
Interesują mnie książki o tematyce pszczelarskiej,
geograficznej i przyrodniczej.

 
 
J.B.: Przedstawiam państwu pana Tadeusza Grenia - jest długoletnim pszczelarzem. Panie Tadku, jak to się stało, że w ogóle pan się zainteresował pszczołami?  
T.G.: Mogę powiedzieć jedno, że interesowałem się przyrodą i pszczołami jak tylko pamiętam, od dziecka. Sąsiedzi mieli pnie, to ja zawsze chodziłem tam patrzyć jak pracują, pierwszy oblot mnie interesował. Nigdy mnie nie pożądliły, to mnie nieraz odganiali, bo przecież cię pogryzą. Nigdy się pszczół nie bałem, a dopiero zacząłem pszczelarzenie w 66r. tu w Pogorzycach. Zaczynałem od 2, 3 pni no i tak się to później rozrastało do 12, 13, 15. Później znowu mogło być coś mniej i znów się uzupełniało. Od 66r. roku wstąpiłem do Związku Pszczelarskiego w Chrzanowie, wtedy należeliśmy pod Kraków. Cały powiat był zrzeszony, wszyscy pszczelarze. No to członków było zrzeszonych 160, mieliśmy zebrania no i człowiek się raz w miesiącu (w drugą niedzielę) dokształcał, i literatura do tego była. Na tych zebraniach i wykłady na bieżąco były. Z biegiem czasu otrzymałem brązową odznakę PZP za jakiś czas srebrną, a niedawno dostałem złotą odznakę., Tą już przyznaje prezydent pszczelarzy z Warszawy. W 75r. zapisałem się na kurs pszczelarski do Jaworzna, (do związku trzeba mieć już praktyki dość dużo). W 77r. zdałem szczęśliwie egzamin mistrzowski. Pełniłem funkcje vice-prezesa w Chrzanowie 2 razy, przez 2 kadencje, później reorganizacja związku była i został utworzony, jako Pogorzyce-Płaza, związek Pszczelarski tu na miejscu. To było w 83r. Tych członków się zapisało z tego rejonu 39, 125 uli mieliśmy oprócz niezrzeszonych. Później 86 rok - to jest podane 41 członków, 157 rodzin myśmy mieli. 87r. - 33 członków, 111 rodzin, następnie 89r .- tylko 29 członków i 70 rodzin było, z tego powodu, że już zaczynała taka choroba, cośmy nawet nie wiedzieli, że coś istnieje jak waroza, dziesiątkowała całe pasieki. Cały jej rozwój, aż do uśmiercenia tej rodziny to trwa 4 lata. Zaczynaliśmy odymiać, troszkę pomagało, ale coraz mniej było tych rodzin. To wyginęło i od nowa trzeba było zaczynać. Znowu się podbudowało, to znów było źle. To Koło w Pogorzycach trzeba było rozwiązać, bo śmiercią naturalną pszczelarze odeszli z Pogorzyc na wieczną chwałę. No i zostało nas tylko prawie że zarząd i żeśmy rozwiązali to Koło ale to należeliśmy wtedy pod Katowice. I w międzyczasie powstało Koło w Chrzanowie, to jest jako gminne. Bo tych Kół w powiecie chrzanowskim to mamy: Trzebinię, Babice, Libiąż, Chrzanów i Alwernia. To 5 Kół jest jako 1 związek. Dużo nam tutaj gmina pomaga, starostwo, bo i lekarstwa, wycieczki mamy, tutaj matki pszczele na wymianę przypuśćmy połowa stanu corocznie czy 1/3. To Koło w Chrzanowie to się nazywa "Cabanka", jest 39 członków na ten rok, koło 400 pni jest zarejestrowanych. Z tym że tam jeszcze będzie kilku nowych pszczelarzy dochodziło. Przychodzą już na zebrania. Mamy zebranie każdego miesiąca w pierwszą niedzielę na wikarówce przy kościele św. Mikołaja, tam nam salkę udostępniają i szkolenia są. Z tym że raz w roku teraz w lutym znów będziemy mieć takie szkolenie w Domu Kultury przyjeżdżają naukowcy i tu z całego powiatu przychodzą pszczelarze niezrzeszeni, jak ktoś chce coś wiedzieć, interesuje się tym. PSZCZELARSTWO



STOWARZYSZENIA



ODZNACZENIA


STOWARZYSZENIA
     
J.B.: W ogóle na całym świecie ubywa tych pszczół. Coraz mniej jest.  
T.G.: Teraz mamy następną chorobę w której nie wiadomo co się dzieje, pełna siła rodziny i naraz wszystko niknie, wylatują w pole i nie wracają. Naukowcy dociekają, a może to jakiś paraliż jest niby pszczół, ale ciężka sprawa. CHOROBY
     
J.B.: Po prostu nie ma przyczyny?  
T.G.: Nie tylko Europa, ale i Ameryka. Teraz trzeba być w gotowości, bo i lekarstwo się daje i odymianie i paski, ale nie wiadomo. Przypuśćmy zazimowanych ja mam na przykład 10 rodzin, co będzie na wiosnę, czy przeżyją? Teraz było tak ładnie ciepło, no to wyszły z dwóch rodzin, ale ja tutaj mam zimno i dom zasłania, w cieniu było 9 stopni, a pszczoły lecą jak jest 10, 12 to robią oblot. No cóż, gospodarzy się, miodu różnie jest. W jednym roku naprawdę dobrze zapłacą, choć to nie jest, że na zarobek, bo to jest hobby.  
     
J.B.: No jasne. Ale w ogóle ile razy do roku się zbiera miód? MIÓD
T.G.: Gdyby wszystko grało, to na koniec kwietnia, dokładamy ramki to jest przypuśćmy 10 do 20 czerwca, to mamy ten wiosenny, z sadów, z mniszka, co przyniosą z lasów, to jest jeden, gdy jest dobry rok. Później mamy akacje, też nieraz jest zimno, jest deszcz to nie ma nic z tego. Za sucho też nie, choćby jaka pogoda była to wtedy nie nektaruje to wszystko zasycha. No i gdyby troszkę tam z lipy przyniosą, domieszka spadzi jest. I jak jest dobry rok ta nawłoć nasza, żółte łany całe tych pól, bo to nieużytki, ludzie nie robią w polu. No to na tym się korzysta, to jest miód taki, momentalnie się krystalizuje. Smaczny, zdrowy, zapach i smak takiej cytryny, twardy jest. Takie mamy pożytki.  
     
J.B.: No jest tej nawłoci sporo. Bo tutaj jest las, a na przykład wrzosowego miodu nie ma?  
T.G.: Nie ma. Dawniej, tak do 70-tych lat to tak ze 2 litry nadstawki się wzięło tu od nas, od Podstoków aż w stronę Borowca, no i tu jak skała było dużo wrzosów. Ale bardzo dużo ich ginęło, bo pająki zrobiły siatkę. To taki jest miód jak jest komórka plastra sześciokątna, to trzeba było jeszcze specjalnym odszczepiaczem, żeby to wypadało, taka galaretka momentalnie się robiła. Ale dobry był. Z tym, że od lat 60-tych do tego czasu to mamy podwojone zbiory. Przez tą nawłoć.  
     
J.B.: Nawłoci jest dużo, bo ja sama rozmawiałam z Józkiem i mówię tak: "Przydałoby się to wykosić", a on: "Wykosisz, ale później, żeby te pszczoły miały co jeść".  
T.G.: Można wykosić, ale z samej wiosny i ona zakwitnie z powrotem, a to dość długo kwitnie, ze trzy tygodnie. Ale tak- ten rok w porządku, a w zeszłym roku kwitła tak po jednej łodydze i z tego prawie nie było nic. Ale znowu gdzieś spadzi było, to nektarowały liście, mszyce na drzewach. A w tym roku też było trochę na śliwach, na wiśniach spadzi. Takie lepkie liście są, że aż spadają takie krople, tylko żeby było parno. Dobrze jest jak po deszczu i później się ustatkuje pogoda, żeby wilgotność była, to wtedy jest spadź. A jak przyjdzie słońce to uschnie wszystko.  
     
J.B.: Tak żem się zastanawiała nieraz, skąd ten miód spadziowy.  
T.G.: A to odchody mszyc.  
     
J.B.: No bo pan mówi, że pana pszczoły nie gryzą, to jak pan robi przy tych ulach to ubiera pan te stroje takie czy nie trzeba? UBIÓR
T.G.: Ubieram, w zasadzie powinno się, bo jak pszczoła zaatakuje cię to przeważnie od twarzy, od głowy, bo tu są receptory, z głowy wszystko idzie układ elektryczny do góry jak to się mówi i one tutaj atakują. Ale w tej chwili mamy takie pszczoły spokojne, że nic mi nie obchodzi, nieraz dymiło, czasem nawet nie trzeba dymu, bo mamy selekcjonowane matki, żeby się nie roiły, żeby były łagodne, żeby były miodne. To już nie te pszczoły, co kiedyś były, co po miodobraniu czy przy przeglądzie to nie trzeba było wychodzić, bo przy drzwiach były i czekały kiedy wpaść jak wściekłe psy. Takie rasy były pszczół.  
     
J.B.: A nieraz się taką kulę gdzieś widzi?  
T.G.: To jest rójka. Jeśli nie mają pszczoły pożytku w terenie, będą miały za ciasno, nie mają co robić, no i za dużo jak ich już jest, to wtedy one nie mają styczności z zapachem matki, one na boku są i wtedy rychtują się do rójki. Zakładają mateczniki, matkę po prostu głodzą, jako matka która czerwi nie jest zdolna do lotu, żeby gdzieś daleko leciała i mateczniki zasklepią i wylatują te lotne pszczoły i uwiązują się gdzieś przed ulem w kulę. I jak pszczelarz nie dopilnuje no to lecą gdzieś, bo one już mają upatrzone swoje miejsce, tak ze 3, 4 dni przed rójką to jak będzie pusty ul, to widać, że wlatują pszczoły i wylatują. Między pszczołami lotnymi są kwatermistrzowie, zwiadowcy, którzy rozpracowują gdzie mogą się osiedlić jak wyjdą z ula, no i one później tam lecą. Posiedzą pół godziny przed ulem, godzinę na tej gałęzi i odlatują. Jeżeli ich się nie skropi wodą i nie weźmie do rojnicy to uciekną, żeby je później do ula dać. Różne są sposoby tego osiedlania rójki, w której jest ta matka, przeważnie jest dwuletnia, no różnie, jednoroczna będzie i trzechletnia. W macierzaku są mateczniki, to są inne komórki jak pszczół robotnic, takie jak żołędzie wiszą, no i to się wycina i najładniejszego się zostawia. Później za jakieś 3, 4 dni znowu musisz sprawdzić czy się nie przełączyło, bo to jest taki cykl rozwojowy, że znosi matka to jajeczko jest 3 dni jako jajko. Później się kładzie i lęgnie się larwa i wtedy one zaczynają - te robotnice w środku karmić. I chcący wyhodować matkę tą larwę karmią tylko pszczelim mleczkiem. Do 8 dnia larwa jet w dużej komórce i później jest jeszcze 8 dni jako larwa-już zasklepione to. W 9 dniu lęgnie się matka. Trzeba sprawdzić gniazdo. Gdyby się nie pościnało (oprócz jednego) mateczniki to w 9 dniu znów wyjdzie następna rójka z tego jednego ula. Gdyby tego nie pilnował pszczelarz to prawie pszczół w ulu nie zostanie nic. ROZMNAŻANIE
     
J.B.: Chyba że się wyłapie.  
T.G.: To jest nieracjonalne, do tego nie powinno się dopuścić. Matka ma 16 dni na jajeczka, robotnica 21 do wylęgnięcia, a truteń, bo jeszcze są osobniki męskie również to 24 dni. I się wylegnie ten truteń i on tam, jak się to mówi-nierób, ale on też ma swoją funkcję w tej rodzinie. Bo weźmy pod uwagę jedno, że taka młoda matka, na 3 dzień, 4 od wylęgnięcia się - zależy od pogody, wylatuje z ula i ona się zapładnia z wieloma trutniami w powietrzu i to dość wysoko i wraca. I truteń biedny jest taki, że on przy kopulacji on wyrywa cały narząd swój z plemnikami i on ginie, spadnie na ziemię i ginie. To później przyleci ta matka, ma kilka tych trutni w sobie, pszczoły to ładnie wyczyszczą na odwłoku i ona za kilka dni zaczyna znosić jajka jako pełnowartościowa matka. I to wystarcza nawet do 5 lat. Gdyby miała mało, to jeszcze wyleci, ale to są miliony plemników, bo taka matka w sezonie to do 2 tysięcy jaj znosi na dobę. A już teraz, koniec stycznia, pierwsze dni lutego no to już po kilka jajek w tym kłębie matka zaczyna znosić. Z tym, że będzie mrozu 20 a one chcący wychować ten czerw, żeby ta larwa miała żywotność, żeby jej było ciepło one muszą mieć w tym kłębie 34 plus. Tu będą miały 10, 12 na zewnątrz, a tam musi taka temperatura być. One nie tak jak mucha czy osa, czy trzmiel w letarg wpada, a tam cały czas ta rodzina jest w ruchu. Ona je pokarm w tym kłębie i te które się zagrzały, zjadły, wychodzą na zewnątrz tego kłębu, a te z zewnątrz, zmarznięte, głodne do środka, pożywią się, przemieszczają się i temperaturę wytwarzają przez ruchy skrzydełkami.  
     
J.B.: I ogrzewają te larwy?  
T.G.: Nie tylko, ale one sobą wytwarzają ciepło, skrzydełkami ruszając.  
     
J.B.: Jakie to ciekawe, mądre stworzonka.  
T.G.: Co kawałeczek w tym kłębie to masz inną temperaturę. No i one nie zmarzną. Tylko żeby spokój miały, żeby dzięcioł nie stukał, bo one się wtedy rozluźnią i zamarzną.  
     
J.B.: A słyszałam, że w zimie się dokarmia pszczoły, cukier się daje, tak?  
T.G.: Tak, to się po ostatnim miodobraniu, to jest koniec sierpnia, w połowie września zaczynam to podkarmianie, to się wodę gotuje, czym później podkarmiasz we wrześniu to się ten syrop gęściejszy robi, w granicach 1:1. To 2 kilo cukru, gdzieś 1,5 litra wody i to wymieszać, rozpuści się i daje im się. I one to przerabiają na miód i na tym zimują. Teraz są takie namiastki, co są gotowe, płyny do podkarmiania to zaczynają pszczelarze po trochu stosować. Bo jak ktoś ma daleko pasiekę to musi dowozić. A tak to bierze wiaderko i jedzie. Bo jak przydomowa pasieka to inaczej. W 2005 r. zdobyłem 2 miejsce na Przeglądzie Pasiek w Lipowcu - pasieka przydomowa.  
     
J.B.: To gratulacje, mało kto pewnie tu we wsi wie, może ci co się interesują?  
T.G.: U nas jest teraz 3 pszczelarzy, bo jest Sidełko, ja i Zbyszek Guguła. A tak nie ma pszczół. Myśmy tu mieli w Pogorzycach 63 pnie, a teraz razem mamy 37, 38. Na Źrebcach wielu pszczelarzy- zostało dwóch.  
     
J.B.: A to przez te choroby. CHOROBY
T.G.: Przez te choroby dziesiątkuje, niejeden się zniechęcił. A młodego narybku nie ma, w tej chwili bardzo mało. W Chrzanowie tam mamy może 5 przyszło się zapisywać w tą niedzielę. Na nowy rok, bo to się składki opłaca i wiadomo ilu jest członków, ile trzeba lekarstwa, jak matki podzielić.  
     
J.B.: A pan ma synów, i któryś się nie zainteresował pszczelarstwem? RODZINA
T.G.: Raczej nie. Najstarszy w Chrzanowie mieszka, ma swoją rodzinę i nie ma czasu. Najmłodszy jest uczulony. Jedno użądlenie i pogotowie i cały tydzień spuchnięty.  
     
J.B.: O rany, no to nie ma następcy.  
T.G.: Jest, żona. Razem pracujemy. No z wnuków najstarszy - Artur co się nie boi, no ale też ma swoje zajęcia, do szkoły chodzi.  
     
J.B.: Teraz młodzi patrzą szkołę skończyć, studia i dobrą pracę, żeby jeszcze znaleźć.  
T.G.: Za 1200 to jest dobra praca. Naprawdę ciężko dla młodych teraz jest.  
     
J.B.: Tu mam dyplomy. Bardzo dziękuję za rozmowę.