Wspomnienia seniorki Koła Gospodyń Wiejskich
z Anielą Szkółką
rozmawiała Krystyny Bolek (K.B.)

autorzyspis treściindeks

 





Aniela Szkółka (A.Sz.) - całe życie spędziłam w Pogorzycach.
Wiele w życiu pracowałam,
ale zawsze znalazłam czas na działalność społeczną i kontakty z ludźmi.
Od samego początku powstania Koła Gospodyń Wiejskich
jestem aktywną członkinią.
Lubię śpiewać, układać piosenki, robić kwiaty z bibuły i wiele innych rzeczy.

 
 
K.B.: Jest pani najstarszą członkinią Koła Gospodyń Wiejskich. Czy mogłybyśmy porozmawiać jak to się stało, że zapisała się pani do Koła?  
A.Sz.: No zapisałam się do Koła ponieważ pracowałam. Potrzebowałam troszeczkę rozrywki, widziałam że tam coś si działo, więc bardzo chętnie się zapisałam. Byłam zadowolona z tego i do dzisiejszego dnia jestem, że należę jako członkini do Koła Gospodyń mając prawie 80 lat. Bo coś się działo, zawsze my coś miały do roboty. My sprowadzały gęsi, kaczki i na wycieczki my jeździły i tu się chodziło i wieńce my wiły. A przede wszystkim jeszcześmy miały dużą ulgę z Króla – dyrektora Stelii1, on nam dawał orkiestrę, chodzili z nami, gdzieśmy szły czy na zabawę, czy w Stelli my się spotykały to wszędzie ta orkiestra z nami była. Bardzo dzięki temu dyrektorowi, bo na każde dożynki miałyśmy tą orkiestrę i byłyśmy mile widziane, bo żadne Koło nie miało tego, co myśmy miały. I ja też miałam rozrywkę, bo choć pracowałam, miałam dzieci, no ale naprawdę mnie to pociągało, te chwile, które wyszłam z domu, że mogłam się spotkać z członkiniami. KOŁO GOSPODYŃ WIEJSKICH
     
   
K.B.: I wtedy co organizowałyście w tych Kołach? Kursy gotowania, co jeszcze?  
A.Sz.: Tak, kursy gotowania były, kursy haftu, kursy żywnościowe, jak te sałatkowe, zawsze były jakieś zajęcia., Wtedy nie było rajtek, nie było kawy, tośmy sprowadzały, no to już to Koło dostało i członkiń dużo było, bo chciały żeby coś było.  
     
K.B.: A dla ludności, dla tych starszych osób?  
A.Sz.: Tak, dla tych starszych my robiły dzień seniora, jeszcze była świetlica we dworze. Więc do tej świetlicy my zapraszały tych seniorów, to już była tam herbatka, czy kawka czy jakieś ciastko. Bardzo się oni cieszyli z tego, ci panowie czy te panie. No i my też miały satysfakcję, bo coś szło z tej wsi.  
     
K.B.: Proszę powiedzieć jak to było dawniej na święta wielkanocne czy Bożego Narodzenia? Jaka była potrawa w pani domu? ŚWIĘTA
A.Sz.: Na święta wielkanocne no to były jajka, jakieś ciasto się zawsze upiekło, nie było zbyt dużo wszystkiego, bo to były trudności, bo nie było taty i było biednie. Ale dzięki Bogu mama zawsze umiała przygotować, jakąś zupę dobrą czy coś w te święta, żeby jakoś szły. A na Boże Narodzenie to mama znowuż gotowała kapustę z grochem i były owoce suszone, jak się mogło to tak było. Nie było tak jak teraz.  
     
K.B.: Proszę coś opowiedzieć z pani życia.  
A.Sz.: Życie nie było łatwe, dzieciństwa nie miałam łatwego, mając 14 lat już musiałam iść do pracy, bo nie było warunków innych. No a potem pracowało się i z mamą żeśmy żyły i bratem. A potem wyszłam za mąż, budowaliśmy, dzieci były, byłam zadowolona z tego życia i jeszcze w międzyczasie mogłam do tego Koła należeć. No a teraz już jestem 26 lat bez męża, no ale dzięki Bogu jeszcze się chodzi do Koła. Mam takie panie, które mnie jeszcze nie chcą puścić, żeby jeszcze, no to tak po troszku to chodzę i troszkę pomagam. Ale nie zawsze, troszkę się choruje, ale bym chciała żeby to dali szło. Bo mi się to podobało: to się pośpiewało, brałyśmy udział w dożynkach, w konkursach śpiewaczych. Jeździłyśmy to tu to tam. Tak naprawdę to człowieka wciągało coraz bardziej. RODZINA
     
K.B.: Też gotowałyście jak jechałyśmy do Wygiełzowa na potrawy regionalne. GOTOWANIE
A.Sz.: Tak, to się gotuje jedna to, druga to. To się piecze ciasto w swoim zakresie, bo sponsorów nie mamy, ale mnie się to podoba.  
     
K.B.: I trzeba tą potrawę zaprezentować, opowiedzieć jak się gotuje, a może ma pani taką ulubioną potrawę, którą pani lubi, przekazała dzieciom i one też ją gotują w swoich domach?  
A.Sz.: Potrawę, to najlepiej lubiałam jak mama gotowała groch z kapustą. To jej bardzo dobrze szło. Jak ja byłam w pracy to wysyłała dzieci, żeby przyniosły grochu z pola. Zacierkę bardzo lubiałam i teraz jeszcze dzieci moje też lubią.  
     
K.B.: I to były zdrowe potrawy?  
A.Sz.: To były zdrowe i dzieci też chcą żeby im gotować, bo lubią to.  
     
K.B.: A proszę mi powiedzieć jak na święta jakie były obrzędy, jakie były zwyczaje tu w Pogorzycach? ŚWIĘTA
A.Sz.: Na Wielkanoc to chodziły dziady przebrane z takimi kijami dużymi i nawet mężczyzn to wyganiali z domu, to był taki obrzęd. A na śmigus-dyngus to naprawdę było wesoło bo jeden drugiego gonił z wiaderkami z wodą i gonili się. A na Boże Narodzenie znowuż chodzili kolędnicy i to nie chodziły dzieci, tylko taka kawalerka. Chodziło ich bardzo dużo, harmonista chodził z nimi i grali od domu do domu albo z kozą albo z królem Herodem chodzili i tak wesoło było. Jeszcze jak były te choinki, te drzewka porobione, niektóry cukierki miał, a coś w bibule owinięte, to oni zrywali, odwijali i śmiechu narobili.  
     
K.B.: I to było takie wesołe życie, nikt się na nikogo nie gniewał, choć komuś coś spsocił, bo robili też psoty np., jak byłam małą dziewczynką to pamiętam, że komuś wyciągnęli furę na komin.  
A.Sz.: Tak, to były sanie takie, bo domy były niskie to oni wzięli wyciągli przód i powiesili tak tymi kołami. I tak było. Albo znowuż tu u sąsiada to brali sanie i wozili się kawalerzy, potem wzięli i zostawili. A potem ten rolnik po te sanie musiał iść. Albo bramki brali i trzeba było szukać, bo wynieśli na wieś.  
     
K.B.: A zwłaszcza jak były dziewczyny.  
A.Sz.: Albo okna malowali, jeszcze jak wapnem to się dało obmyć, ale niektórzy to lakierem. No było wesoło, nie tak jak teraz, bo jak ktoś komuś coś zrobi to się gniewa.  
     
K.B.: A co dla ludzi robicie w tym Kole? Począwszy od robienia kwiatów, a pani robi śliczne kwiaty z bibuły. Proszę opowiedzieć na jakie uroczystości robicie?  
A.Sz.: Na Boże Ciało do kościoła to się nie robi kwiatów z bibuły, kupujemy takie kwiaty, maimy ten obraz i go nosimy, bo są te 3 stacje A z bibuły kwiaty to robimy na dożynki kościelne, mamy mszę świętą i robimy kope i maimy tymi kwiatkami z bibuły, żeby to ładnie było. I mamy też pieśni, które śpiewamy jak idziemy do kościoła i jesteśmy przez to widziane. Teraz też wychodziło po nas 2 księży jak wchodzimy z tym wieńcem a ze świecami wychodzą chłopcy i nas to cieszy. Teraz chodzimy jeszcze do Chrzanowa z palmą co drugi rok. KOŚCIÓŁ
     
                                       
   
K.B.: I w kościele u nas też.  
A.Sz.: U nas też palmy robimy. To też właśnie kwiaty z bibuły są potrzebne, dużo robimy, bo duże palmy robimy na ile metrów nam się uda. Ale zawsze jest palma ponad 2 metry wysokości, 3 metry zależy jaka jest.  
     
K.B.: I na wigilię też jeździcie z potrawą regionalną?  
A.Sz.: Tak, jeździmy do Chrzanowa na rynek z potrawami i ciasto jest, i tak się to ciągnie coraz dalej i pieśni mamy.  
     
K.B.: I lubi pani? I chce być pani z nami w Kole, bo jest wesoło, przyjemnie.  
A.Sz.: Lubię. Tak, bardzo mi jest wesoło, przyjemnie jak idę, nieraz nie chce mi się iść ale: "nie, idę". Bo naprawdę jest wesoło, posiedzimy, pośmiejemy się, poopowiadamy to jakiego wica powiemy to to, to tamto. Tak, że naprawdę nam jest bardzo dobrze.  
     
K.B.: My również się cieszymy i chcemy żeby pani była jak najdłużej, nawet takim honorowym gościem. Czy w ogóle może nam pani coś podpowiedzieć, a zróbcie sobie tak, albo zróbcie coś innego, żeby pani nas jak najdłużej wspomagała.  
A.Sz.: Właśnie, że czasami im podpowiadam i im mówię: "Nie gniewajcie się, bo ja wam teraz powiem, źle śpiewacie czy tam źle to robicie", ale jak jestem długo nie pamiętam żebyśmy się kiedykolwiek pokłóciły, pogniewały. Jak nawet było nas dużo, jak były rajtki2. Potem po trochu odchodziły, to nas zostawało coraz mniej i została nas garstka, bo jest nas 9.  
     
K.B.: A proszę powiedzieć na temat dzisiejszego życia, a dawnego.  
A.Sz.: Dawno to było wesoło u nas we wsi. Jak ja byłam młoda, z pracy się przyszło: tu grają, tam grają. To już się poszło na zabawę, pohulało się i nie było tak, że jak któraś panna miała chłopaka, że była z nim tylko. To było wspólne, takie koleżeńskie, jak chodziłyśmy do Płazy, do Wapiennika na zabawę to nas 6, 7 szło. To żeśmy się umówiły na ostatni kawałek i razem szłyśmy do domu. Pogorzyce to jest taka wieś, która słynie z dobrej opinii. I były te zabawy. A teraz to jest ciężko młodzieży, bo teraz nie mają się gdzie spotkać, nie ma świetlicy. Czy nawet starsi, jak była świetlica można było iść na kawę czy herbatę czy chłopaki jakąś grę mieli a teraz jest ciężkie życie. MŁODOŚĆ
     
K.B.: Młodzież nie ma się gdzie podziać, siedzą każdy w domu. Proszę nam jeszcze opowiedzieć o tych kapliczkach.  
A.Sz.: Ta kapliczka w górze to już jest dawno, zabytkowa, bardzo ładna i bardzo o nią dbają, bo jest zawsze umajona. A ta kapliczka, która tu jest w środku wsi to z opowiadania mojej mamy, zawsze mówiła, że ma tą Matkę Boską cudowną. Jak były jakieś choroby czy coś w Zagórzu czy w pobliżu, a u nas ta Matka Boska ostrzegała od wszystkiego i ona jest uznana Matką Boska Cudowną. Nie powiem, ja zawsze wiłam wieniec, z taką panią co już nie żyje, żeby były na cały maj, bo się tam majówki odprawiało pod tą kapliczką, bośmy nie miały kościoła. Ona powinna być zadbana, teraz jest ona opuszczona i to dużo. I powinna być jak najdłużej w dobrym stanie, bo tam były te obrazy wysuwane w środku, to by było ładnie. I te Pogorzyce by też były takie wartościowe, już mamy kościół. Jakby tę kapliczkę ktoś odnowił. I żeby coś się działo, bo powoli ustaje działanie. Ale teraz ruszyły Pogorzyce, bo i w stawie nad rzeczką są ci co mają ryby. Byłam też jak było otwarcie, no i strażacy są i piłkarze i Koło Gospodyń, no już troszeczkę, więcej się dzieje, jest wesoło i chce się jeszcze żyć. Jak długo nie wiadomo. Oby tak było dalej. KAPLICZKA
     
K.B.: Widzę tutaj, że ma pani dużo pięknych zdjęć razem z nami, a które jest najcenniejsze?  
A.Sz.: Najcenniejsze jest to stare zdjęcie, tutaj idziemy z wieńcami do Luszowic, a pada deszcz, idziemy pod parasolami. Bardzo to było ładnie i śmiesznie, bo my się śmiały, bo jak my szły z tymi wieńcami i orkiestra szła z nami. A potem nic się nie dało robić na polu. Weszłyśmy na salę tam było dużo tańców, dużo śmiechu, dużo zabawy, mam dużo pamiątek, zdjęć.  
     
   
K.B.: I dyplomy, i zdjęcia.  
A.Sz.: Tak, mam 2 dyplomy uznania za działalność z 94r., a drugi z 97r.  
     
K.B.: Oby tak dalej.  
A.Sz.: No ja bym chciała jak najdłużej, bo naprawdę jestem bardzo wdzięczna, bardzo zadowolona.  
     
K.B.: Miło nam i dziękuję za rozmowę.  
     
  1Zakłady Materiałów Ogniotrwałych Stella.
2Chodzi tu o reglamentowane w czasach socjalizmu dobra, w tym wypadku rajstopy.