Wakacyjne MUST-READ

Felieton

Wakacyjne MUST-READ

Kto powiedział, że w wakacje czytamy same „lekkie” książki? Może powinno być  na odwrót. Przez cały rok harujemy, nasza kreatywność sięga zenitu, praca-dom-praca, nauka, ciągły kołowrotek, zabieganie ponad normę,  więc dla relaksu wtedy może powinniśmy czytać literaturę z gatunku „łatwe i przyjemne” – czyli nie do końca na wielkie myślenie. To oczywiście hipoteza, bo raczej słyszy się od czytelnika przed urlopem : poproszę coś lekkiego na wakacje! Jasne, że są tacy, co te „lekkie” czytają non stop, bez wyjątku na porę i okoliczności, ale są i tacy, co poniżej pewnego poziomu czytelniczego nie schodzą i bynajmniej nie z pogardy do literatury popularnej, ale z racji literackiego wyrobienia. A przecież równać powinno się… zawsze w górę i do najlepszych.

No, ale powiedzmy, że każdy ma swoją strategię czytania wakacyjnego. Ja z perspektywy czasu i po zastanowieniu, skłaniałabym się do opcji czytających wakacyjnie te trudne vel ambitniejsze lektury, bo głowa wtedy bardziej przecież wolna… Ale też nie do końca, bo wszystko, jak zawsze,  zależy od sytuacji, czasu, stanu ducha, możliwości, etc.

Wakacje. Lato. Urlop. Odpoczynek. Najlepszy czas na czytanie. Głowa uwolniona od rutyny, pracuje na własny rachunek. Oznacza to, że mamy więcej czasu niż zwykle na nadrobienie książkowych zaległości. Tytułów, które można wpisać na listę wakacyjnych tzw. „must readów”, jest naprawdę dużo. Zresztą u każdego ta lista wygląda inaczej, ale z całego wielkiego morza nieprzeczytanych dotąd książek wyłowić należy te, po które warto sięgnąć? Nie ważne czy w górach, nad morzem, na łące – na leżaku, czy też w zaciszu domowej kanapy … Żeby ułatwić to być może trudne czasami zadanie, przedstawię moją osobistą propozycję, a jeśli ktoś z niej skorzysta i wpisze na swoją listę – kolokwialnie powiem: Bingo!

A więc, jeśli w wakacje czytamy w spokoju… więc zachęcam aby również mądrze. Co dla mnie znaczy mądrze? Ostatnio – reportaże. Rozkochałam się po prostu w… Mariuszu Szczygle. Ależ ten facet pisze…

Przyczynkiem do mojego 2. tygodniowego maratonu z pisarzem (kiedyś czytałam Gottland, a teraz doczytałam wszystko, oprócz  trzytomowej Antologii polskiego reportażu XX wieku, którą na razie przeglądnęłam), było majowe spotkanie autorskie, które miałam przyjemność prowadzić. Cóż, samo spotkanie „face to face” z autorem tej klasy i rozmowa z klubowiczami DKK, dała wszystkim mnóstwo pozytywnych emocji (autor zostawił nas z dobrym słowem: Mogę tu wrócić!). Nie mogło być inaczej, bo sam Mariusz Szczygieł to niezwykle (powtórzę to słowo) pozytywny człowiek, min. przez to, że przyznaje się do swoich słabości i niewiary w swój talent. Co do tej niewiary – to absolutnie się z Nim zgodzić nie mogę (co też mu powiedziałam), jak i zapewne większość Jego czytelników, ale Proszę Państwa – pomyślcie – co to za pokora wobec siebie i świata, szczególnie po wydaniu kilkunastu książek, niezliczonej ilości artykułów, po nominacjach do nagród literackich i ich otrzymaniu… Niespotykane, doprawdy.

Ale odchodzę czym prędzej od cech osobowych autora, bowiem nie w tym rzecz i przechodzę do meritum sprawy. Szczygieł jako reporter i pisarz – to człowiek na właściwym miejscu i na najwyższej półce). Jeśli ktoś nie czytał Jego reportaży, to absolutnie musi zacząć i czym prędzej należy go wpisać na listę wakacyjnej „must- read”. Proponowałabym zacząć od genialnego: Gottlandu („Le Figaro” napisał: „To nie jest książka, to klejnot”/ Europejska Nagroda Książkowa 2009),  a potem ręczę, że już poleci… z kilkunastu wspomnę… świetne: Projekt Prawda, Zrób sobie raj, Niedziela, która zdarzyła się w środę, Laska nebeska, maleństwo – ale cudo: Kaprysik, osobisty teraz również dla mnie: Osobisty przewodnik po Pradze i ależ mądre i emocjonalne: Nie ma – nagrodzone w 2019r. Literacką Nagrodą NIKE.

Czytać, czytać i jeszcze raz czytać Szczygła… na tegorocznych wakacjach. W międzyczasie warto sięgnąć do wywiadów z autorem i Jego „rozbudowanych myśli” na FB, które tak naprawdę są mini – felietonami.

 

Stawiam więc tego lata na reportaże…W czym tkwi jego tajemnica i co takiego ma w sobie dobrze skrojony reportaż? Przeczytałam gdzieś, że sztuką jest zrobienie z reportażu literatury, która swym bohaterom odda głos, a zachowa poetykę reportera i jeszcze zostawi mu miejsce na własny szept. Coś w tym stylu i zgadzam się z tym absolutnie.

 

Do letniej „must- read” (lektury obowiązkowej) polecam dobrać sobie jeszcze kilka innych tytułów, tak aby nie być monotematycznym w kwestii autora, ale nadal pozostać wiernym gatunkowi. Może np. coś z 10. nominowanych obecnie reportaży do tegorocznej Nagrody im. Kapuścińskiego (więcej info TUTAJ).

A dla przypomnienia wspomnę, że Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego przyznawana jest od 2010 r., jako forma wyróżnienia wartościowych książek reporterskich, podejmujących ważne problemy współczesności… I z tą myślą poważną, acz otwartą na świat i ludzi, nawet a może w szczególności w okresie wakacyjnym, zostawiam czytelnika/czytacza do rozwagi. Decyzja należy do Ciebie!

P.S Mam nadzieję, że udało mi się rozwiać kogoś ewentualne wątpliwości, dotyczące wakacyjnej listy książek oraz, że choć trochę ułatwiłam podjęcie decyzji, od jakiego tytułu rozpocząć tegoroczne wakacje i jakie książki zapakować do walizki lub plecaka na letni wyjazd. Miłej (i wartościowej – w moim subiektywnym wyborze) lektury!… jak mawiają bibliotekarze.

Olga Nowicka

Scroll to Top