Zakładka literacka – „Słynne spojrzenie zbója Bimbalona”, rozdział 4: Kłopoty

2. Kłopoty

Zbój Bimbalon przygotował najlepsze na świecie spaghetti i wszyscy rozsiedli się przy stole. Zajadali, aż im się uszy trzęsły. Olbrzym zaczął opowiadać:

– Idę sobie zadowolony przez las, podśpiewuję, pogwizduję, myślę sobie: jaki piękny dzień dzisiaj, leje jak z cebra, Krzynia tam pewnie szaleje przy wodospadzie. I te roślinki biedne napiją się trochę, bo dawno nie padało i bardzo sucho było w lesie. A tu widzę nagle, stoi taki mały, w jakimś fikuśnym kapelusiku, kopci papierocha i coś majstruje przy gałęziach. Staję cicho z boku i przyglądam się, jakie on tam, do licha, bimbalony wyprawia. I nie uwierzycie: bierze jakieś druty i zakłada na gałąź. I już wiem, kogo mam przed sobą. Zgadujcie dziewczyny. No?

– Wytropiłeś kłusownika! – zawołała Kalina

– Brawo tatku! Nareszcie! – Jagoda wstała i z emocji zaczęła chodzić w tę i z powrotem.

– Znasz go? – spytała Lijka.

– Ha! Nie dość, że ja go znam, to jeszcze wy go znacie!

– No powiedz kto to – nalegały siostry.

– Uwaga, uwaga… a więc… to był we własnej osobie… kierowca autobusu!

Myszka przysłuchiwała się uważnie rozmowie. Siostry wyjaśniły jej, że zbój Bimbalon od dawna już próbował przyłapać kłusownika, bo ten wiele szkód w lesie narobił. Zwierzęta, którymi olbrzym się opiekował i którym pomagał, nacierpiały się bardzo przez tego szkodnika, traciły swoje młode albo ranne przepadały gdzieś w lesie. Zbój Bimbalon już dawno obiecał sobie, że go dopadnie.

– Co z nim zrobiłeś? – spytała Jagoda.

– Ech, wywinął mi się, uciekł, ale teraz przynajmniej wiem kto to jest. Jeszcze wygrażał mi, że mnie dopadnie. Już ja się z nim rozprawię. 

Ale stało się inaczej. Zaraz po obiedzie Myszka szykowała się do wyjścia, bo wiedziała, że już zdecydowanie musi wracać, wcale nie dlatego, że wujek się o nią będzie niepokoił, tylko dlatego, że zepsuje mu swoim późnym powrotem  harmonogram dnia. Jej wujek miał zawsze wszystko rozpisane co do minuty na specjalnym stołowym kalendarzu oprawionym w złote ramki. Każda zmiana przyprawiała go o ból serca i szczękościsk ze złości.

Zbój Bimbalon obiecał, że ją odwiezie swoim małym rozklekotanym samochodzikiem, w którym ledwo się mieścił za kierownicą. W momencie, kiedy dziewczynka zapinała guziki płaszczyka, a zbój Bimbalon wciągał na swoje wielkie stopy olbrzymie kalosze, ktoś gwałtownie zapukał do drzwi.

– Kto to może być? Proszę, proszę – gościnnie zawołał zbój Bimbalon.

Drzwi się otworzyły i oczom wszystkich ukazał się taki oto widok: w progu stał we własnej osobie kierowca autobusu z nieodłącznym papierosem w zębach w towarzystwie jakiegoś pana w stroju myśliwskim, trzymającego przed sobą papier z całą masą podpisów i pieczątek. Obaj mieli zmarszczone brwi i wykrzywione złością twarze. Myszka otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, schowała się za zbója Bimbalona i wyszeptała:

– Wujku… co tutaj robisz?…

Wujek dziewczynki, naczelny myśliwy w okolicy, był tak zajęty swoją złością, że nie zauważył Myszki. Najpierw, wysoko podnosząc głos, wygłosił tyradę, kierując ostre słowa do zbója Bimbalona.

– Witajcie Zbóju Bimbalonie. Powiem krótko: nie przyszedłem tu na sąsiedzkie pogaduszki, tylko z listą skarg i zażaleń. Wszyscy mówią to samo: że hałasujesz, przeszkadzasz spacerować po lesie, wszędzie gdzie staniesz, tam robisz straszny bałagan. Kto to widział w dodatku małe dziecko same przy wodospadzie zostawiać?!

Zbój Bimbalon nie krył zaskoczenia, bardzo zmieszany stał bezradnie na progu. Siostry stały obok niego z bojowymi minami i skrzyżowanymi na piersiach rękami. Nawet Krzynia przestał rozchlapywać kałużę w sieni i zamarł bez ruchu, uważnie nasłuchując.

– Wiemy, coś ty za jeden – kontynuował zadowolony z siebie wujek Myszki – Dla takich jak ty nie ma tutaj miejsca, między uczciwymi ludźmi. Wracaj skąd przyszedłeś, inne olbrzymy na pewno przyjmą cię z otwartymi ramionami. Proszę, oto nakaz eksmisji. Jutro ma cię tu nie być – myśliwy wręczył zbójowi papier.

Zbój ocknął się, wziął od niego papier i marszcząc w skupieniu brwi przeczytał pobieżnie treść pisma. Na koniec parsknął śmiechem.

– Przecież to jakieś bzdury! Bimbalony kompletne, bimbalony do kwadratu! Dziewczyny, rzućcie no na to okiem.

Siostry pochyliły się nad kartką. Po chwili Jagoda powiedziała powoli:

– Tatku… oni chcą, żebyś się wyprowadził. Na zawsze i daleko…

– I zostawił las i jaskinię! – wykrzyknęła Lijka.

– I jeszcze, żebyś dopilnował, żeby mama tu nie wróciła… – szepnęła Kalina.

Zbój Bimbalon zmienił się nagle nie do poznania. Urósł w drzwiach, wypiął swoją ogromną pierś do przodu i huknął:

-Niedoczekanie wasze! Nie będzie nikt mnie z rodziną wyrzucał z mojego domu! A moja żona, dobrze o tym wiecie, nigdy niczego złego nie zrobiła! Wy… uprzedzeni… mali biedni ludzie! A las beze mnie sobie nie poradzi. O tym też dobrze wiecie. I o to wam chodzi, żeby wyciąć drzewa na deski! Myślicie, że nie mam o tym pojęcia?! A ten tutaj – wskazał ogromnym palcem na kierowcę autobusu – to szkodnik numer jeden, kłusownik. Przyłapałem go dzisiaj w lesie na gorącym uczynku!

Gdy zbój Bimbalon pienił się ze złości, dwaj panowie zaczęli się powoli wycofywać. Co tu dużo mówić, przestraszyli się olbrzyma, który nie przebierał w słowach i wymachiwał pięściami. Nagle myśliwy wytężył wzrok i otworzył szeroko usta ze zdziwienia. Dojrzał wreszcie wychylającą się zza pleców olbrzyma główkę małej dziewczynki z mysim warkoczykiem… 

– Co… Co ty tu robisz?! – wrzasnął – Natychmiast proszę ze mną wracać do domu!

Myszka w pierwszym odruchu zrobiła kilka kroków do przodu. Nagle coś ją zatrzymało… poczuła, jakby słynne spojrzenie zbója Bimbalona znowu prześwidrowało ją na wylot, chociaż olbrzym stał odwrócony do niej tyłem i cały czas coś wykrzykiwał do nieproszonych gości. Poczuła gwałtowny przypływ sił i powiedziała z całą stanowczością, na jaką było ją stać:

-Nigdzie z wujkiem nie pójdę. Zostanę tutaj.

Myśliwy spojrzał tylko na Bimbalona, który zrobił się jeszcze bardziej olbrzymi i powiedział zbierając się do odejścia:

– Ja tu wrócę jeszcze dzisiaj. Z urzędowym papierem, zaświadczeniem o eksmisji! Zagramy wam jeszcze na nosie, zbóju Bimbalonie! 

I obaj intruzi pospiesznie zniknęli za zakrętem. Całkiem bez pożegnania.

Katarzyna Kloska / Oddział dla Dzieci

Scroll to Top